Translate

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Annick Cojean "Kobiety Kaddafiego"

"Kobiety Kaddafiego" Annick Cojean to książka, którą czyta się z wielkim niedowierzaniem. Jak jeden człowiek mógł bezkarnie niszczyć życie niewinnym, nastoletnim dziewczynkom? Jak w kraju arabskim mogły dziać się tego typu ekscesy?
Jakiś czas temu oglądałam dokument o libijskich strażniczkach rewolucji, które pełniły rolę żeńskiej ochrony wodza. Książka, którą polecam obnaża kulisy żeńskiej armii, która była wielkim haremem dla owładniętego chorym seksem przywódcy.
Polecam i podziwiam determinację autorki w zbieraniu materiału.


Paulina Wilk "Lalki w ogniu. Opowieści z Indii"

Gorąco polecam pozycję "Lalki w ogniu. Opowieści z Indii" Pauliny Wilk.

Książka napisana pięknym językiem pozwalającym w wyobraźni przenieść się do tego egzotycznego miejsca. "Trzyma" pod wrażeniem kilka tygodni po przeczytaniu. Autorka wspaniale dobrała aspekty życia w Indiach, które pozwalają przenieść się czytelnikowi o tysiące kilometrów.
Ale ostrzegam. Ja po przeczytaniu "Lalek" nie chcę tam pojechać. Myślę, że zobaczenie wszystkiego, o czym czytałam może mi odebrać spokój na resztę życia.
Mówi się, że Idie albo się pokocha, albo znienawidzi. Ja już wiem, że ta strona świata nie jest dla mnie.

Jeszcze raz gorąco polecam i zapewniam, że nikt nie poczuje się rozczarowany.

środa, 3 kwietnia 2013

Dagna Dejna, "Amisze, fenomen wychowania endemicznego"

Wiele sobie obiecywałam po tej książce. Uwielbiam opowieści o światach, do których wstęp mają nieliczni. Jeśli jeszcze te opowieści są faktem, a nie fikcją, to więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Książka jest wynikiem obserwacji autorki życia Amiszów w pensylwańskiej osadzie (obserwacja uczestnicząca to chyba najlepsza metoda, aby poznać obyczaje, życie codzienne, jednym słowem wejść w sam środek, a potem pięknie opisać.
Zapowiedzi książki zawierały zachętę w postaci obietnicy, że nasza (powszechna) wiedza o Amiszach jest stereotypowa i mija się z prawdą. I niby autorka ma nas oświecić i opowiedzieć prawdę. No cóż. Niczego nowego się nie dowiedziałam, a nawet nie będąc ekspertem mogłabym jakiś rozdział dopisać.
Próbowałam usprawiedliwić marność tej pozycji tym, że jest ona pracą doktorską, w dodatku z pedagogiki, czyli dziedziny mało mi znanej. Jak wiadomo, praca naukowa rządzi się swoimi prawami i rozumiem rozdziały o metodzie, ale czy wydając taką pracę w formie książki, nie warto pokusić się o rozwinięcie kilku wątków?
Zabrzmi to mało grzecznie, ale dla mnie tę pracę można było napisać nie opuszczając kraju. Wyprawa do Pensylwanii była zmarnowaną szansą na przybliżenie tej odizolowanej społeczności. Wielka szkoda i wielkie rozczarowanie. A mogło być takie piękne czytanie. ;)

Dagna Dejna, "Amisze, fenomen wychowania endemicznego"


Nie polecam. Niestety. :(

Izabela Żukowska, „Teufel” i „Gotenhafen”.

Iza Żukowska jest moją znajomą. Jest też świetną dziennikarką muzyczną i bardzo ciepłą i mądrą kobietą. Kiedyś powiedziała, że zaczyna przygodę z pisarstwem i wstyd się przyznać, ale dość długo zwlekałam z sięgnięciem po książkę, która była debiutem literackim Izy. Tak jakoś wyszło. Dopiero, kiedy napisała kontynuację pierwszej książki, kupiłam obie i czekam obecnie na trzecią, która z tego co wiem, lada chwila się pojawi. Czekam niecierpliwie.

Kiedy przeczytałam książki Izy, byłam zaskoczona ogromem pracy, jaką musiała włożyć w ich napisanie. Odtworzenie klimatu (to udaje Jej się szczególnie) sprzed kilkudziesięciu lat, odtworzenie miejsc, nazw ulic i innych jakże istotnych szczegółów pozwalających wejść w odległy świat znany z podręczników historii tak, aby stać się jego częścią zasługuje na wielkie brawa.  
Nie wiedziałam za wiele o Trójmieście w okresie początków II WŚ. Dzięki książkom, które polecam, wiem o wiele więcej. Czyli dojechałam gdzieś na swoim czytelniczym rowerze.
Na uwagę zasługuje postać głównego bohatera drugiej części. Spodziewałam się zupełnie innego wątku. Jednak element zaskoczenia oceniam jako pozytywny.
Lektury obowiązkowe dla rodowitych Gdańszczan.

Izabela Żukowska, „Teufel” i „Gotenhafen”. 






Bogdan Rymanowski "Ubek", Barbara Stanisławczyk, Dariusz Wilczak "Pajęczyna. Syndrom bezpieki"


Dwie pozycje w jednym poście. „Ubek” Bogdana Rymanowskiego i „Pajęczyna. Syndrom bezpieki” Barbary Stanisławczyk i Dariusza Wilczaka.
Oboje wzięli się za temat jeszcze tabu i obojgu się świetnie udało uchwycić istotę tego tabu, którego inni nie ruszają. Lektura proponowanych pozycji pozwala zrozumieć, czemu przez tyle lat nie możemy otrząsnąć się z przywar właściwych dla czasów, które wydają się być odległe. Czemu pomimo zmiany pokoleniowej tkwimy w peerelowskim schemacie? Odpowiedź przeraża. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę jak wielu z komunistycznych oprawców ma obecnie wpływ na nasze życie i podczas kiedy szary zjadacz chleba zmagał się kiedyś i zmaga się obecnie z prozą życia, „tamci” umieli się ustawić w obu rzeczywistościach. Czemu patologia szerzy się jak liszaj i pomimo tylu dowodów na jej destrukcyjny wpływ, ma się doskonale pomimo że uważamy się za kraj demokratyczny?
Odpowiedzi na powyższe i inne nasuwające się pytania znajdziemy w polecanych pozycjach. Smaku lekturom dodają opisy sposobów inwigilacji w czasach, gdy nie było komputerów ani nowoczesnego sprzętu podsłuchowego. Polecam gorąco.

Bardzo lubię i cenię Pana Rymanowskiego za profesjonalne dziennikarstwo. Jego wywiady są bezstronne, z zachowaniem zasad dziennikarskiej etyki.
Pani Barbara Stanisławczyk jest przeuroczą i przemądrą kobietą. Na pewno jeszcze wrócę do Niej jako do pisarki.


wtorek, 2 kwietnia 2013

Eben Alexander "Dowód"


Książkę „Dowód” Ebena Alexandra (amerykańskiego profesora neurochirurgii) wybrałam celowo jako pierwszą. Niedawno ukazała się w polskich księgarniach, a jej premiera zbiegła się z wydarzeniami, które mnie rzuciły na kolana i spowodowały zamęt i rozpacz, na jaką jak się okazało nie byłam przygotowana, chociaż powinnam.
W „Dowodzie” doktor Eben opisuje swoje przeżycia z pogranicza życia i śmierci. Jako naukowiec od lat zajmujący się ludzkim mózgiem, stara się dowieść, na podstawie własnych doświadczeń, że po śmierci istnieje świat, a właściwie światy równoległe, do których porzuciwszy nasza ziemską powłokę, przenosimy się jako istota niematerialna, będąca jedynie świadomością, która zostaje i nie odchodzi w niebyt.  
No cóż. Któż z nas z wypiekami na twarzy nie czytał „Życia po życiu” Raymonda Moodyego, a potem nocami świecił światło i nadsłuchiwał duchów? Któż przy okazji, pomimo strachu, nie traktował tych opowieści jak trochę bardziej od opowieści o wywoływaniu duchów wyrafinowaną opowieść kategorii „czary mary”?
„Dowód” pojawił się w mojej skrzynce pocztowej w chwili, gdy kilka dni wcześniej odeszła na zawsze (?) bliska mi osoba. Gdy stałam nad grobem, targały mną sprzeczne uczucia. Wielka rozpacz, że oto zostawiam w tej zmarzniętej ziemi kogoś, kto jeszcze niedawno ze mną rozmawiał, żartował, kogo mogłam dotykać, do kogo jechałam, aby podzielić się smutkiem i radością oraz ogromna, nawet większa od rozpaczy nadzieja, że jakaś część tej osoby przetrwała i być może będzie mi dane się z nią spotkać.
Być może splot okoliczności, o którym napisałam sprawił, że postanowiłam autorowi „Dowodu” uwierzyć. Jeśli nawet pachnie to naiwnością, to nie przejmuję się tym, bo uwierzenie sprawiło mi wielką ulgę i dało nadzieję na to, że spotkam wszystkich, którzy odejdą pierwsi i tych, co odejdą po mnie. To chyba nic złego?
Książka zawiera obok głównego, kilka wątków do przemyśleń. Nie zdradzę ich, bo opowiadanie przeczytanych pozycji nie jest moją intencją. Intencją jest zachęcenie do czytania osób znajdujących się w sytuacji podobnej do mojej oraz wszystkich zainteresowanych tematem. Polecam.