Panią Sylwię znałam z felietonów, programów telewizyjnych i nie wiem skąd jeszcze, ale wiedziałam jakie studia skończyła, że ma Paszport Polityki, że oprowadza po Warszawie i jest wyszczekana. Tak sobie czasem myślałam, że wypada coś Jej autorstwa przeczytać, bo Dziewczyna mówi ciekawie i do rzeczy. Coś grubszego niż ograniczony formatem strony felieton. Kupiłam "Cwaniary". Kupiłam je w towarzystwie kilku innych książek, które Pan Kurier przyniósł mi w paczce. Jak zwykle po otrzymaniu owej paczki, wyjęłam wszystkie książki i miałam zamiar przeczytać po kilka stron każdej, aby wybrać tę, na której "degustację" mam ochotę w pierwszej kolejności. Pierwszą, z ciekawości były "Cwaniary". Przeszłam przez cmentarną bramę i już zostałam. Zostałam, bo nie ukrywam, że oczekiwałam ckliwej historii wdowy, która pozbawiona męskiego pierwiastka, miota się w okrutnym świecie. Tymczasem okazało się (i pomimo oczekiwań pasowało mi), że "wdowa" się miota, ale w zupełnie innych obszarach od oczekiwanych. Zakończenie jako "typową i stereotypową" kobietę mnie osłabiło i zaskoczyło, ale jak mówiła moja przyjaciółka: "jest wojna, straty też muszą być". I pomyśłałam, że takie to zakończenie jak być powinno.
Polecam. Dla mnie jak wspomniałam zaskakujące, świeże i inne niż wszystko, co ostatnio spotkałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz